Wiele mówi się na forum kulinarnym o szkodliwości wszelkich gotowizn, półproduktów, dań typu instant, i tak dalej. Część konsumentów i kucharzy zwraca też szczególną uwagę na rzekomą szkodliwość parówek, kiełbas czy też mięsa garmażeryjnego – czy jednak od czasów komuny naprawdę nic się pod tym względem nie zmieniło i nadal można kupić przysłowiowego „psa mielonego wraz budą”, czyli w praktyce mięso prawdziwe, ale dodatkowo zmieszane ze skórą, pazurami, i tak dalej? Przyjrzyjmy się składom różnych (pół)produktów oraz regulacjom prawnym w zakresie ich produkcji.
Mięso oddzielane mechanicznie a mielone
Przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę z jednej zasadniczej różnicy – tej pomiędzy mięsem oddzielanym mechanicznie (w skrócie MOM), czyli maszynowo rozdrobnioną, surową masą mięsno-tłuszczową składającą się z różnych elementów zwierzęcych i wyprodukowaną z myślą o uzyskaniu wygodnego półproduktu do produkcji wyrobu konserw, pasztetów i innych mieszanek mięsnych, poddawanych dalszej obróbce cieplnej, a klasycznym mięsem mielonym. W odróżnieniu bowiem od typowego i często jeszcze spotykanego mięsa MOM – choć i tutaj jakość nieco się ostatnimi laty poprawia – mięso garmażeryjne wysokiej jakości w ogóle nie powinno mieć znaczącego dodatku nie-mięsnego, takiego jak tłuszcz czy skóra, czy nawet podroby. Choć dziś mięso oddzielane mechanicznie może nam się wydawać czymś na wskroś obrzydliwym – szczególnie jeśli czytamy na opakowaniu, że jakiś produkt zawiera 18% skóry z kurcząt, 26%, wątroby kurczącej, a do tego wodę, sól, kaszę mannę, skrobia, cebulę, i tak dalej – nie wspominając już o sztucznych aromatach, wzmacniaczach smaku czy emulgatorach – pamiętajmy, że zazwyczaj częściej lub rzadziej je jemy. Może ono być podstawą pysznego pasztetu do smarowania, mielonki w puszce, czy nawet gotowych kotlecików do smażenia, takich z Żabki czy Biedronki – i często smakuje całkiem dobrze, bowiem dodatek wątroby tylko uszlachetnia końcowy produkt. Gdyby jednak mieć pecha i kupić coś z dodatkiem masy kostnej, pazurów, głów i tak dalej… no cóż, ma prawo zrobić nam się słabo.
Mięso garmażeryjne kiedyś…
Dziś możemy myśleć o tym z przymrużeniem oka, ale nasi rodzice i dziadkowie mieli okazję jeść nie tylko domowe wyroby wysokiej jakości, ale właśnie najgorsze możliwe mieszanki-mielonki typu MOM. Popularność takich produktów związana była jeszcze nie tak dawno temu z rosnącym w społeczeństwach konsumpcyjnych połowy XX wieku popytem na mięso – szczególnie drobiowe – ,co wiązało się z powstawaniem dużej ilości odpadów zawierających znaczne ilości skóry, tłuszczu i kości. Pojęcie MOM wprowadzono w latach sześćdziesiątych XX wieku, a w Polsce z takimi produktami spotkaliśmy się po raz pierwszy około roku 1975.
…i dziś…
Obecnie jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że wszyscy producenci żywności zobowiązani są podawać na opakowaniu jej dokładny skład. Jeśli więc widzisz, że drogi pasztecik lub ładnie zapakowane lub mięso garmażeryjne na kotlety mają sięgający nawet kilkunastu procent całej masy dodatek wody, soli, konserwantów czy tłuszczu – względnie również: jakiegoś składnika o podejrzanej nazwie – coś jak „masa zwierzęca dodatkowa” lub inny eufemizm „skór, pazurów i kości” – zastanów się, czy na pewno chcesz za nie płacić. Bo choć dodatki te zwykle są nieszkodliwe, szczególnie zdrowe ani pożywne też nie są – jeśli więc stać nas na 90-100% mięsa w mięsie, to po co przepłacać?
Gdzie kupić dobre mięso?
No dobrze, ale co, gdy chcemy jednak używać półproduktów mięsnych? Może i fajnie jest samemu kupować mięso na targu i je mielić maszynką, ale czy zawsze mamy na to czas i ochotę? Tak naprawdę mamy kilka alternatyw. Przede wszystkim polecam kupować mięso mielone na miejscu w sklepie – jest wiele masarni, w których mieli się je ręcznie na oczach klienta, który sam wskazuje kawałek do zmielenia. Można również sięgnąć po wysokiej jakości mięso garmażeryjne produkowane przez Drosed: http://drosed.com.pl/grupa_produktow/miesa-garmazeryjne/– pod ta nazwą kryje się dziś najczęściej dobre mięso mielone z niewielkim dodatkiem soli i innych substancji pomocniczych, oraz z minimum dodatku naturalnego tłuszczu zwierzęcego. Takie mięsa ma w ofercie na przykład polska firma Drosed. Choć trzeba również przyznać, że nieuczciwi producenci są nadal na rynku i nie zawsze napis głoszący dumnie „mięso garmażeryjne” jest gwarantem właściwej jakości – tak więc zawsze, ale to zawsze czytajcie skład przed zakupem – i to ten pisany zwykle małymi literkami.